poniedziałek, 16 maja 2011

Rozmowa z João de Sousa

fot. O. Kwiatek

„W każdym projekcie jestem wierny sobie".
                               João de Sousa




Zespół João istnieje od niedawna. Założycielem i liderem jest João de Sousa, piosenkarz, wokalista, gitarzysta, Portugalczyk od lat mieszkający we Wrocławiu.


Współtwórca i inicjator wielu wrocławskich składów: Accidental Tourists, Room on Moon, QuaQua, João e Camii, Pensão Listopad, Ariel Ramirez Quartet. Jego głos można usłyszeć także na najnowszych wydawnictwach Mikromusik i Smolika. O swojej twórczości mówi: „W każdym projekcie jestem wierny sobie. Poruszam się po różnorodnych przestrzeniach muzycznych i czuję się z tym dobrze“.

Z João de Sousa oraz gitarzystą Wojtkiem Orszewskim rozmawia Suzie F.

João, to nie jest Twój pierwszy zespół. Czy czujesz, że w tym projekcie w końcu odnalazłeś swoje miejsce?
J: Pierwszy zespół założyłem gdy miałem 16 lat. Od razu zacząłem pisać piosenki i śpiewać. To było dla mnie czymś naturalnym. Wtedy każde nowe odkrycie muzyczne i nie tylko wpływało na mnie ogromnie i co chwilę miałem nowych idoli (śmiech).
Moje miejsce jest tam, gdzie jest moja motywacja do działania. Projekt João jest moim miejscem,  bo czuję się tu swobodnie, a moje piosenki są teraz jeszcze bardziej „moje”. Odzwierciedlają to, co czuję w danym momencie oraz moje podejście do świata. Miłość i jej różne odcienie, ludzi, uczucia. Wszystko co się wokół dzieje, jest dla mnie ważne. Czasy, w których obecnie żyjemy wydają się łatwe, ale wcale tak  nie jest.

Jak doszło do powstania projektu João?
J: To się stało w Kopenhadze, latem 2010. Mieszkałem w namiocie, szukałem porządnej pracy wakacyjnej (której nie było), grałem na cavaquinho (portugalskie ukulele) i uderzyło mnie, że czas płynie, a ja jak zawsze daję się mu ponieść. João powstało, kiedy zdecydowałem się kontrolować swoje przeznaczenie (trochę nielogiczne? ale tak się wtedy czułem). Gdy wróciłem do Polski, bez grosza, miałem ekstra motywację, żeby pokazać wszystkim kim jestem i co potrafię.

Do współpracy zaprosiłeś Wojtka Orszewskiego, gitarzystę znanego z takich składów jak: Miloopa, Digit All love, Nat Queen Cool, a od niedawna również producenta muzycznego (współprodukował debiutancką płytę Bartosza Porczyka „Sprawca“). Jak układa się Wasza współpraca?
J: Z Wojtkiem pracuje się bardzo dobrze. Praca z nim to także dobra zabawa (śmiech). Jesteśmy jak dzieci, a dzieci lubią się bawić. Dlatego doskonale się rozumiemy! Znamy się juz bardzo długo, jakieś 5 lat, ale dopiero teraz udało nam się nawiązać współpracę. Spotkaliśmy się w bardzo podobnym momencie życia, mam na myśli nasze twórcze życie. Mamy motywację, chcemy uczyć się i bawić muzyką. Wojtek wie rzeczy, które dla mnie są magią. Gra znakomicie na gitarze. Jest inteligentny i ma wrażliwość muzyczną. Słuchamy dużo rożnych płyt, ciekawych wykonań na Youtube i szukamy inspiracji, wspólnego kierunku estetycznego. Często rezultat naszej współpracy jest dla mnie niespodzianką, bo Wojtek dużo daje z siebie i piosenki rosną w jakiegoś „monster“ (stwora), którego nie kontroluję (śmiech). Ten proces jest naturalny i bardzo mi się podoba.

Jaki gatunek muzyczny gracie? Jak go opisać tym, którzy Was jeszcze nie słyszeli?
W: Często pojawia się problem, gdy chcesz nazwać lub określić muzykę, którą grasz. W naszym przypadku warto użyć kilku kluczowych terminów. Przede wszystkim jest bardzo emocjonalna. Niezbyt skomplikowana, naturalna. Lubimy dalekie plany w muzyce, stąd dużo w niej przestrzennych brzmień. Jesteśmy bardziej „amerykańscy” niż „angielscy”(śmiech). Mocne rockowe uderzenie walczy z zamiłowaniem do pięknych melodii.

Czy macie już gotowy materiał na płytę i czy jest plan jego wydania?
J: Materiału mamy dużo. Mam jeszcze piosenki, które czekają niecierpliwie na nagranie. Cały czas komponuję i piszę. Płyta zostanie wydana we wrześniu przez wrocławskie wydawnictwo Antena Krzyku. Do tego momentu będziemy nagrywać, aranżować, próbować, bawić się tym i koncertować.

Wojtek, jaki był Twój udział w powstawaniu tego materiału? Czy jako producent miałeś wpływ na kształt muzyczny kompozycji?
W: Kiedy zaczęliśmy pracować nad kompozycjami João, istniały tylko szkice, zarysy piosenek. Siadaliśmy wtedy u mnie w domu i nagrywaliśmy oddzielnie partie wokalne i gitarowe João. Potem budowaliśmy koncepcję utworów, dodawaliśmy sample jako kolejne partie. Moja praca nad materiałem była przyjemnością, bo kompozycje są naprawdę świetne i od razu podpowiadały mojej wyobraźni, w którą stronę powinniśmy zmierzać. Były także momenty, gdy wpadaliśmy na ciekawe rozwiązanie spontanicznie, niemalże przypadkowo. Te chwile przynosiły nam dużo radości i budowały naszą motywację. Dużo rzeczy zrobiliśmy w domu. Reszta to proces nagrywania partii w studio i zamiana sampli na brzmienia żywych instrumentów. Tak jak João wspomniał, mamy podobny gust muzyczny, słuchamy podobnej muzyki i szukamy różnych inspiracji. Myślę, że wniosłem w te kompozycje kawałek siebie, a João to zaakceptował. Dla mnie to była świetna zabawa pracować nad tym materiałem i krok po kroku szukać nowych rozwiązań dla piosenek. 

Kto jest autorem muzyki i tekstów?
J: Ja „piosenkuję“. Czyli wymyślam melodie, pasujące akordy i teksty.

O czym śpiewasz?
J: Śpiewam o codzienności, intymności, wieku, miłości, śmierci. Nowoczesne życie jest dla mnie za bardzo nowe i za szybkie. Nie ma w nim czasu na kontemplację, na „dolce far niente“ (z wł. słodkie nieróbstwo), po prostu na  radość z prostych rzeczy.
Śpiewam po angielsku. Język angielski jest „propagandowy“. Chce sięgać do ludzi i komunikować się z nimi bezpośrednio. Nie będąc Polakiem wybór języka angielskiego do wyrażania togo, co chcę powiedzieć był naturalny.

Z tego co wiem, zagraliście już kilka koncertów. Początkowo tylko w duecie, od niedawna gra z Wami Andrzej Strzemżalski (wokalista i pianista z zespołu LOV). Czy planujecie kolejną metamorfozę?
okładka EP João
W: Projekt  João sukcesywnie się rozrasta. Zaczynaliśmy grać koncerty we dwójkę, to fakt. Jednak od początku marzyliśmy o pełniejszym brzmieniu, którego nie zastąpi komputer. Zaprosiliśmy do współpracy Andrzeja Strzemżalskiego, który wspiera nas na klawiszach. Wciąż trwały poszukiwania reszty składu. Zaprosiliśmy perkusistę Wojtka Bulińskiego, a on polecił nam Grzegorza Piaseckiego, który gra z nami teraz na basie. Koncert w Puzzlach był dla nas pierwszym występem w pełnym składzie. Mamy wielką radość z wspólnego grania i mamy nadzieję, że ta energia udziela się także naszej publiczności.


Premiera singla, na którym znalazły się dwie piosenki: End of the line i Peace at heart oraz koncert promujący to wydarzenie odbył się 28 kwietnia we wrocławskim Klubie Puzzle. Jakie są Wasze plany na najbliższą przyszłość?
W: Mamy już zaplanowanych kilka koncertów. Zgłosiliśmy też chęć udziału na większych festiwalach. Myślimy także o nagraniu teledysku do naszej Ep-ki.
J: Będziemy się także przygotowywać do premiery płyty, która ukaże się we wrześniu.

Jak wymawia się Twoje imię a jednocześnie Waszą nazwę?
J: „żuęu”

Czego Wam życzyć?
J: Zabawy dźwiękami, sukcesu i inspiracji.
W: Dużo radości z grania i wspólnego tworzenia muzyki.

www.myspace.com/joaopoland

1 komentarz:

  1. Pan "żuęu" zyskał nowych wielbicieli, po koncercie w Parku Staromiejskim we Wrocławiu, 11.05.2010. Napisałam o Nim kilka słów również na moim blogu

    OdpowiedzUsuń