poniedziałek, 16 maja 2011

Rozmowa z Ernstem Kovacicem


W sercu nadal jestem skrzypkiem – rozmowa z

Ernstem Kovaciciem.

O słowiańskich korzeniach, wiedeńskich subkulturach i piwnicach oraz LEO Festiwalu opowiada Ernst Kovacic, który od czterech lat prowadzi Wrocławską Orkiestrę Kameralną Leopoldinum.




Wojciech Sitarz: Jaki jest rodowód pańskiego nazwiska?
Ernst Kovacic: Pochodzi ono ze Słowenii, tam urodził się mój dziadek. Było to w czasach monarchii austro-węgierskiej. Kraje bałkańskie tworzyły wtedy jedno państwo, więc dziadek mógł swobodnie podróżować. Wybuch I wojny światowej i rozpad monarchii zastał go w Austrii. W pewnym sensie w moich żyłach płynie słowiańska krew.

Jak wpłynęła na pana dalszą karierę edukacja w Wiedniu – mieście naznaczonym przez muzykę klasyczną?
Wiedeń ma opinię centrum muzyki klasycznej. Tworzyli tu choćby Mozart i Beethoven. Jednak w Wiedniu aktywne zawsze były też bardzo silne subkultury. Kiedy tam studiowałem, obok tradycji muzyki klasycznej, drugiej szkoły wiedeńskiej był też bardzo interesujący ruch skupiony wokół muzyki The Beatles. Wielu wiedeńskich kompozytorów było pod dużym wpływem tamtych czasów. Teraz są oni wielkimi kompozytorami, że wspomnę tu choćby Heinza Karla Grubera, ale wtedy przesiadywali w wiedeńskich knajpach. W moich oczach jest to miasto nie tylko tradycyjne, ale także bogate w innowacje i kreatywne działania.

Ostatecznie wybrał pan jednak klasykę.
Gdy wracam do czasów dzieciństwa, przypominam sobie festiwal w moim rodzinnym mieście. Zjeżdżali się na niego wszyscy najwięksi kompozytorzy z Austrii, a także rzeźbiarze i malarze. Jako, że dobrze czytałem nuty, angażowano mnie do przewracania kartek partytury. Byłem wniebowzięty: oni – piszący muzykę i ja – młody chłopak siedzący tuż obok nich. Od dzieciństwa byłem zafascynowany nowo powstającą muzyką.

We Wrocławiu znany jest pan bardziej jako dyrygent, jednak większa część kariery związana jest ze skrzypcami. Co dziś lepiej leży panu w dłoni – batuta, czy smyczek?To było już sporo lat temu, bo jeszcze w latach osiemdziesiątych. Grałem koncert skrzypcowy i zapytano mnie, czy mógłbym zadyrygować też symfonią, która miała być wykonana chwilę później. Spróbowałem i tak się zaczęło. Trzymając w ręku instrument, formuje się dźwięk, ale gdy jako dyrygent prowadzi się dobrą orkiestrę, podobnie można kreować muzykę. Teraz tak samo lubię grać, jak i dyrygować. Chociaż w sercu chyba nadal jestem skrzypkiem.

Obejmując Orkiestrę Kameralną Leopoldinum wspominał pan, że ma nadzieję dowiedzieć się czegoś nowego o polskiej muzyce. Co udało się poznać przez te cztery lata?
Na początku wiedziałem to, co powiedziała mi Barbara Migurska (manager orkiestry – przyp. W.S.). Przysłuchiwałem się też jednej próbie i wtedy zdałem sobie sprawę, że w zespole tkwi duży potencjał. W ostatnich latach poznałem wielu bardzo dobrych kompozytorów i ich dzieła. Jestem też pod wielkim wrażeniem czegoś, co określił bym jako pewnego rodzaju polską indywidualność w zetknięciu z muzyką. To nie tylko kultura dźwięku, to coś więcej, jednakże trudno opisać  to słowami…

Wspominał pan też o panującej tu atmosferze, która sprzyja rozwojowi. Czy nadal pan ją odczuwa i nie ma zamiaru uciekać z Wrocławia?
Zauważyłem, że obecnie Wrocław wręcz eksploduje energią. Miasto ma tragiczną przeszłość, dotknęły je wielkie migracje ludności i ta bogata historia wzbogaca tutejszą kulturę. Wrocław był wielokrotnie jednym z centrów Europy i myślę, że znów może odgrywać ważną rolę. Nie jest jednak tak, że zauważam tylko same pozytywy. W rozmowach z odpowiedzialnymi ludźmi widzę bardzo dobre nastawienie i to jest urzekające. Ale z drugiej strony młoda generacja muzyków ma wciąż jakiś problem, rodzaj zamknięcia. Nie chcę powiedzieć, że muzycy nie potrafią się otworzyć na innowacje, ale wciąż nie jest się im łatwo przestawić. W trakcie edukacji często uczy się, że nie powinno się próbować zmieniać sposobu swojej gry. A przecież Bacha można grać na wiele różnych sposobów. One nie są złe, sam wciąż zmieniam mojego Bacha. Może to wpływ komunizmu, bo wiem z przykładu Rosjan, że przez wiele lat oni uczyli muzyki w bardzo zasadniczy sposób – tak się nauczyliśmy i tak ma być. Trudno to później przeskoczyć.

Na ostatnim LEO Festiwalu zapoczątkowaliście współpracę z Politechniką Wrocławską. Obecnie trwa nabór studentów do projektu „Zobacz i posłuchaj” – co to będzie za wydarzenie?
Będzie to kolejna próba połączenia muzyki z innymi dziedzinami. To, co powiem, będzie oczywistością: wszelkie aspekty życia wspierają się nawzajem i uzupełniają. „Zobacz i posłuchaj”, to nowa forma pokazu mody, ale bez typowych modeli i nienaturalnego pozowania. Zamiast tego będziemy mieli humorystyczne scenki. Przykładowo dwie kobiety spotykają się w kawiarni, rozmawiają i gestykulują, a w tym samym czasie muzycy improwizują do ich gestów. Może wyjść zabawnie.

Co ponadto będziemy mogli zobaczyć na LEO?
Kolejny raz przygotowujemy operę dziecięcą. Tym razem będzie to „Arka Noego” napisana dla Festiwalu Aldeburgh przez Benjamina Brittena. Wystawimy ją w kościele, wystąpią zwierzęta, będzie też sztorm. Przypuszczam, że również widzowie zgromadzeni w kościele będą śpiewać razem z nami. Z pewnością dla wszystkich będzie to interesujące doświadczenie. Kolejnym punktem jest też oczywiście prezentacja orkiestry Leopoldinum. Wykonamy niedawno nagrany program „Sztuka fugi”, będący przejściem przez całą historię tej formy muzycznej. Tego samego wieczoru odbędzie się też prawykonanie utworu napisanego dla nas  przez Grażynę Pstrokońską-Nawratil. Planujemy także wspólny koncert dwóch zespołów kameralnych: tria i oktetu.

Co by było, gdyby nie wynaleziono muzyki?
Muzyka istnieje i nigdy nie zastanawiałem się nad sytuacją, że mogłoby jej nie być. Chociaż może rzeczywiście czasem warto pomyśleć, co my właściwie mamy z muzyki. Sądzę, że mógłbym sobie wyobrazić życie bez grania albo dyrygowania, ale nie bez muzyki. Dla mnie jest ona fascynująca. Nie możesz od niej uciec. Możesz zamknąć oczy i uszy, ale muzyka i tak płynie do twojego serca.



Rozmawiał: Wojciech Sitarz

Pomoc w tłumaczeniu: Barbara Migurska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz