poniedziałek, 7 listopada 2011

Subiektywne ucho: Adrianna Styrcz poleca...

Adrianna Styrcz
fot. Anna Maria Olech
Adrianna Styrcz, wokalistka zespołu Sinusoidal, poleca płytę:

Little Dragon - Ritual Union (2011)






Little Dragon - Ritual Union (2011)
Są spełnieniem moich marzeń o tym jak powinien wyglądać, a przede wszystkim grać zespół! Polecam zostać sam na sam z tą płytą (o to w Polsce dość trudno, ja swoją sprowadziłam aż z Holandii), dobrymi słuchawkami i zawrzeć związek małżeński z małym smokiem aka smoczusiem! ;)

Usłyszałam o nich ok. rok temu i absolutnie zawładnęli moim sercem. Już wtedy wiedziałam, że to będzie stały związek, bo każdy dźwięk jaki się u nich pojawia - zacząwszy od utworu "Twice" na pierwszej płycie, a skończywszy na ostatnim "Seconds" z niedawno wydanej "Ritual Union" - to po prostu genialna nutka.

Początki brzmienia nie były tak oczywiście idące w kierunku elektroniki, dopiero druga płyta "Machine Dreams" przyniosła co do tego pewność, za co chwała Panu, bo w końcu esencja ich stylu wybrzmiewa. Ale, że tak prędko się "hajtniemy", to od początku nie miałam pojęcia. Zacznę od frontmenki, która parę lat wcześniej urzekała niesamowicie ciepłą barwą głosu i cudownie jedwabistym wibratem, udzielając się chłopakom z Koop oraz niejakiemu Hird'owi (ten wysmażył szczególnie tłusty kawałek pt. „Fading Blues” - zawsze obecny w moim odtwarzaczu przenośnym). Zdaje się, że to był chyba jeszcze czas „docierania” wizji tego, co naprawdę Yukimi chce ludziom przekazywać. I oto mamy efekt końcowy, chociaż ja wciąż mam nadzieję, że nie ostateczny. Do rzeczy: co znajdziemy na krążku „Rutual Union”, oprócz zdjęć ślubnych rodziców i dziadków wspaniałych szwedzkich muzyków? Otóż dzieło otwiera, można by już śmiało powiedzieć, szlagier ostatnich miesięcy "Ritual Union". Następnie cztery wesołe kawałki - i te chętnie poleciłabym każdemu dj'owi na klubowy dancefloor, bo to co słyszę tam w rzeczywistości przyprawia mnie o konwulsyjne spazmy i jęki zawodu. Wraz z "Crystalfilm" zaczyna się moja ulubiona część płyty, gdzie sinusoida opada z wolna w dół (jako połowa duetu Sinusoidal nie mogłam o tym nie wspomnieć, równowaga w życiu to podstawa(!)).

I oto w każdym kolejnym utworze docieramy do sedna, czym jest Little Dragon. To muzyka pełna elektronicznych smaczków rodem z lat 80, doprawiona ciepłym wokalem o szlachetnym wschodnim zabarwieniu. Ta muzyka to forma unikalna, która ciągle niejednolitą będąc, bez reszty wciąga w świat jego (czyt. małego smoka) fantazji. 

Uprzedzam - to nie jest łatwa płyta ale absolutnie warta uwagi. Wszelkim niedowiarkom doradzam również pojawić się na koncercie zespołu, a ten najbliższy już 4.11 we wrocławskim Eterze. Jeśli to co tutaj napisałam ciągle nie sprawia, że zaglądasz do portfela w poszukiwaniu mamony na płytę, albo chociażby macasz nerwowo po ipadzie w poszukiwaniu itunes'a, to proszę, błagam, please - "wymagający" słuchaczu - pokaż, żeś choć leniwy, to się starasz i rzuć uchem w kierunku dostępnego w sieci utworu pt. "Feather". Wtedy, prawdopodobnie, ale tylko prawdopodobnie, zrozumiesz, czemu Adriannie Styrcz pocą się ręce i opiewa Szwedów w samych superlatywach na pierwszych stronach informatora Muzycznego 4871 ;)

Ps. Na koniec podniet dodam: to, że Gorillaz zainteresował się nimi, to ledwie wydarzenie, bo o nich już huczy cała Europa i kawałek dalszych landów.

Miłego odbioru!
Adrianka :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz